Lwiczka bardzo lubiła spędzać czas nad wodą. To ją odprężało i dodawało siły. Nie zawsze miała dobry humor i żeby go poprawić przychodziła na swoje ulubione miejsce nad wodospadem i siadała w zadumaniu. Po paru minutach mimo, że tego nie zauważała na jej twarzy pojawił się uśmiech. Uśmiech radości i szczęścia z życia. Dotąd miała je spokojne. Rodzice, przyjaciele no i wspaniała kraina, nad którą za jakiś czas musi objąć władzę. Co prawda miała również wrogów, ale nie zaprzątała sobie tym głowy.
Tego dnia rozłożyła się wygodnie na miękkiej trawie i zamknęła oczy. Rozkoszowała się tą chwilą, ale nie za długo. Zawsze takie momenty są zazwyczaj przerywane nagłymi krzykami, jak i w tym przypadku.
Usłyszała głuche nawoływanie. Otwarła niechętnie jedno oko i spojrzała w lewo.
Zobaczyła tam Talę, a obok niej jakąś inną lwicę. Wstała i teraz przyjrzała się dokładniej osobie stojącej obok matki. Była to szara lwica, nie wyglądająca na jedną z Rajskiej Ziemi.
Zauważyła również, że krzyki są kierowane w jej stronę. Tala kiwnęła łapą na znak, żeby córka poszła w ich kierunku. Luna zaczęła się zbierać z ziemi.
Westchnęła i zmarszczyła brwi. Nie miała zamiaru nigdzie się wybierać. Gdy już była wystarczająco blisko, królowa przedstawiła nieznajomą lwicę.
- To jest Satha- powiedziała- Jest... jakby to dobrze ująć... twoją opiekunką.
Luna zrobiła taką minę przerażenia, że Tala od razu zamilkła, ale po chwili dodała.
- Poznajcie się, a ja już... pójdę- oświadczyła.
Lwica odeszła, a Luna spojrzała na nieznajomą. Satha uśmiechnęła się.
- Z tego powodu, że rodzice nie mają tyle czasu na opiekowanie się tobą zatrudnili nianię, czyli mnie.
Zapadła chwila milczenia. Satha patrzyła na Lunę wyczekująco, ale ta nie miała zamiaru się odezwać.
Lwica wskazała drogę do domu pod wodospadem. Obie tam ruszyły.
Po drodze Satha zagadywała do księżniczki.
- No więc jesteś następczynią tronu, zgadza się?
Luna milczała. Przecież to było dla niej jasne i oczywiste.
,,Skoro ta stara lwica to wie to po co się o to pyta?''- zastanawiała się Luna.
- Jesteś jakaś nieśmiała.
Po tych słowach lwiczka zatrzymała się.
- Czy coś nie tak?- zaniepokoiła się lwica.
- Nie, nic- odparła szybko Luna z kwaśną miną.
Gdy doszły do siedziby władców Satha poszła przygotować coś na ząb.
Luna usiadła wygodnie w kącie i obserwowała poczynania lwicy.
Ona jednak szybko zorientowała się, że jest obserwowana więc nie patrząc na podopieczną zaprosiła ją gestem do stołu zrobionego z kamienia.
Luna powolnym krokiem przyczłapała na miejsce. Satha podparła się łapami i spojrzała na małą, co ją speszyło.
- Ja wiem- powiedziała cicho opiekunka.
Lwiczka spojrzała na nią ze zdziwieniem. Satha dalej kontynuowała.
- Nie jesteś zwykłą lwicą. Nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale nie musisz.
Rodzice cię jeszcze w to nie wtajemniczyli, ale jesteś...
Tutaj urwała i rozejrzała się dookoła.
- ... jesteś wybranką. Jesteś Księżycową Lwicą- oświadczyła prawie szeptem.
- Skąd pani wie?- zapytała z irytacją w głosie.
- To nie jest ważne. Najważniejszą rzeczą jest żebyś odnalazła Czarną Różę. Twoi rodzice nie mogą o tym wiedzieć, bo by na to się nie zgodzili. A, i jeszcze się nie przedstawiłam. Jestem wróżką, lwicą czarodziejką- odrzekła.
Luna patrzyła na nianię ze zdziwieniem. Nie mogła w to wszystko uwierzyć, ale nie miała pewności. Może i jest tą Księżycową Lwicą, ale dlaczego miałaby uwierzyć osobie, którą pierwszy raz w życiu widzi.
Odpowiedź na to pytanie dostała dość szybko.
- Wiem, że to brzmi niewiarygodnie, ale musisz mi uwierzyć.
Lwiczka zastanowiła się, ale i coś w środku jej podpowiadało, że Satha się nie myli.
- No dobra- powiedziała- Ale gdzie miałabym szukać tego czarodziejskiego kwiatu?
- Tam, gdzie serce ci podpowiada- odparła lwica po czym opuściła Lunę.
Ona siedziała sama próbując sobie to wszystko poukładać.
- Nie możliwe- powiedziała do siebie i wyszła na dwór.
Mimo to nadal myślała o jej słowach. Nie potrafiła o nich zapomnieć.
- Szukać go tam, gdzie podpowiada mi serce... Czyli wszędzie!- odparła- Nie mam pojęcia.
Skręciła dróżką do lasu. Obejrzała się za siebie, by znać drogę powrotną.
Coś ją tam ciągnęło. Powoli zapadał zmrok, a mimo to lwiczka szła dalej.
Stanęła na środku pustego miejsca. Zmrużyła oczy i dojrzała jakichś świecący punkt. Postanowiła pójść w jego kierunku.
- Nie, to nie możliwe...- zastanowiła się otwierając usta.
Przed nią, coraz bliżej w powietrzu świeciła tajemnicza kula.
To nie mógł być świetlik, bo było za duże. To kwiatem też nie można było nazwać. Więc co to takiego? Mrok otoczył ją. Jej wzrok skupił się tylko na blasku. Pięknym, srebrzystym blasku, który wydobywał się z tego. Tego, czym nie można nazwać ani jednym ani drugim. Może to jakaś wskazówka, ale do czego? Do odnalezienia Czarnej Róży. Luna patrzyła na to, ale zaraz się ocknęła. Wówczas kula, która tak się mieniła zniknęła pozostawiając lwiczkę w kompletnych ciemnościach.
To ją w ogóle nie wzruszyło. Zaczęła kierować się ku wyjściu. Gdy była już nad wodospadem Satha niepokoiła się o nią.
- Gdzie byłaś?
Ale jak to zwykle nie dostała odpowiedzi. Luna bez słowa weszła do domu, a Satha obserwowała ją ze zdziwieniem. Mimo wszystko nie powiedziała ani słowa.
Super!
OdpowiedzUsuńPiękne, a zwłaszcza ten drugi rysunek! !!!
OdpowiedzUsuń