niedziela, 30 grudnia 2012

Powrót rodziców i niemiłe spotkanie I


Lwiczka przeciągnęła się na swoim łożu i dopiero wtedy otwarła oczy. Krzyknęła. 
- Mogłabyś ostrzec, że stoisz nad moim łóżkiem i wpatrujesz się w mnie. Lubisz straszyć, co?
Unis nic na to nie odparła. Uśmiechnęła się lekko pod nosem i położyła tackę z jedzeniem przed księżniczką. Luna popatrzyła na to przez chwilę, a potem dodała.
- Co to jest? Śniadanie do łózka? Jakieś nowe zasady tutaj są wprowadzone. O niczym nie wiem...
- Nie przejmuj się- zapewniła.
Luna podrapała się po łebku. Chwila, przecież była daleko od domu jak ostatnio się obudziła, więc dlaczego znalazła się w domu? Nie chciała zadać tego pytania Unis. Nie doceniała jej i nie ufała do końca. Według niej lwica nie zasługiwała na zaufanie. Była roztargniona i tajemnicza, zupełnie jak Satha. Tyle, że ta z kolei była poukładana w przeciwieństwie do swojej córki. Luna wstała i nie zwróciła już więcej uwagi na uprzejmość młodej opiekunki. Stanęła przed Sathą, która najwyraźniej była czymś bardzo zajęta. Usiadła i zaczęła udawać, że myje łapę. Podglądała jej pracę, ale nie mogła dostrzec czym się zajmuje. Podeszła nieco bliżej, ale na nieszczęście Satha zauważyła to.
- Witaj Luno, czego tutaj szukasz?- spytała niepewnie.
- Pff... to mój dom. Mam prawo być w każdym jego zakamarku- odparła.
- Co racja, to racja, ale jak ja coś robię to nie wolno tego podglądać. Też by ci nie było miło gdyby ktoś postąpił tak w twoim przypadku.
- No ale powiedz czym się zajmujesz, proszę- nalegała lwiczka i wychylała głowę żeby zobaczyć cokolwiek.
- Przykro mi, ale to nie dotyczy się ciebie- odparła i przesunęła lwiczkę.
,, Na pewno miesza swój jakiś eliksir albo jakąś specjalną mieszankę. Wygląda mi to bardzo podejrzanie. Jestem pewna, że też macza łapy w tych dziwnych poszukiwaniach Czarnej Róży teraz jakiegoś durnego Skrzydlatego Berła.''- pomyślała Luna.
Wyszła na podwórko i rozejrzała się. 
,, CO by tu teraz porobić?''- zastanowiła się w ciszy.
- Luna!- ktoś krzyknął wpadając na księżniczkę przewracając ją na grzbiet. Imsi jednak szybko pomogła jej wstać.
- Co tutaj robisz z takim grymasem na twarzy, rozchmurz się! Widzisz jaka wspaniała pogoda, czyli czas na jakąś przygodę, zabawę, cokolwiek! Byle, żeby było zabawnie!- odrzekła i zaczęła biegać w kółko.
- Cześć- odparła na początek otrzepując się z piasku- Może pobawimy się nad rzeczką? Uwielbiam spędzać tam czas.
- A potem pospacerujemy po Niekończących Dróżkach- dodała Imsi ciągnąc za sobą Lunę.
Pobiegły szybko nad rzeczkę i zaczęły wskakiwać na kamienie. Luna wychyliła się i spojrzała do wody.
- Jejciu! Ile tu ryb, może połowimy sobie?- zaśmiała się.
- Nie głupi pomysł!- odparła Imsi i zaczęła chlapać wodą.
- Ej, oblałaś mnie!- krzyknęła Luna śmiejąc się na cały głos- A masz!
Ta zabawa zajęła im co nieco większą część czasu jakiego miały poświęcić na wspólne spotkanie. Wyszły na brzeg i obie otrzepały się.
- Haha! Wyglądasz tak śmiesznie, całe futro ci się napuszyło!- zaśmiała się Imsi.
- Zapewniam, że opisałaś właśnie swój wygląd- pociągnęła Luna pękając ze śmiechu.
Położyły się na trawie i próbowały uspokoić nadchodzące fale nieskończonej radości. Luna odetchnęła.
- No tak to się chce żyć!- rzekła wstając- Żadnych zmartwień, zmuszeń i można się wreszcie...
- Wyluzować- dokończyła Imsi.
- Tak.. własnie- uśmiechnęła się- A z tobą jest to o wiele przyjemniejsze. 
Teraz postanowiły pochodzić po Niekończących Dróżkach. Rosło na nich bardzo wiele kwiatów. Niektóre Luna pierwszy raz widziała.
- Ale tu pięknie- podskoczyła z radości Imsi i rzuciła się w najbliższe zgromadzisko różowych pąków. Motyli również było tam nie mało.
- Ej, pobawimy się w chowanego! Ja szukam!
- Okej- krzyknęła Imsi i zaczęła chować się w kwiatach. 
Potem pomyślała, że Luna łatwo ją tam dostrzeże i postanowiła schować się w pobliskim lasku.
- Czterdzieści-osiem, Czterdzieści-dziewięć, Pięćdziesiąt! Szukam!
Luna wystartowała jak oparzona. Zaczęła przeczesywać całe pola pachnących roślin, aż wreszcie ujrzała lasek.
- Przecież tak spryciula mogła się ukryć, właśnie!
Pognała tam czym prędzej. 
- Wiem, że tu jesteś!- krzyknęła.
Zaczęła się rozglądać i cieszyć jak ujrzy skwaszoną minę Ismi, gdy nagle niespodziewanie ujrzała coś znajomą sylwetkę.
Zmarszczyła brwi i zwolniła kroku. 
,,Tak, to ona. Ale co tutaj robi?''- zastanowiła się.
Pami również zobaczyła Lunę i uśmiech z pyska nagle zniknął...

niedziela, 23 grudnia 2012

Powołanie


Luna w ogóle nie zwracała uwagi na to ile czasu upłynęło od jej wyjścia z domu. Każda chwila spędzona obok przyprawiała ją o szczęście i niezmierną radość. Nie chciała tego zmieniać. Jednak wiedziała, że jak wróci to zadowolenie minie, a Satha i Unis będą ją zamęczać wypytywaniem i zapewne wymyślaniem kar jakie mogłyby wycedzić za nie posłuszeństwo małej. Leżała teraz obok Michaela, ale nagle wstała gwałtownie. Lewek właśnie w tej chwili obudził się.
- J-ja muszę już iść- oświadczyła z dziwną tajemniczością w głosie.
- Ale dlaczego, Luna co się stało?- zapytał.
- Ja muszę- odparła.
Pocałowała go na pożegnanie i oddaliła się bez słowa. Michael spojrzał w ziemię. Martwił się o Lunę i przez pewien czas zastanawiał się czy nie powinien za nią pójść, tak na wszelki wypadek. Tylko sprawdzić czy wszystko gra, ale tego nie uczynił. Księżniczka robiła krok po kroku, z czasem szło jej to powolniej. Wreszcie stanęła. Rozejrzała się. Stała na zupełnym pustkowiu. Słyszała ciche szepty wydobywające się spod liści. Zdawało jej się przed sekundą, że ktoś wymówił jej imię. Tak, z pewnością ktoś to zrobił.
- Kto tu jest?- zapytała gniewnym głosem.
Szepty ucichły. Liście przestały się ruszać.
- Mogłabym przysiądź, że coś słyszałam- wyszeptała.
Poszła dalej nie zwracając uwagi na to co się dzieje dookoła. W pewnej chwili dziwne głosy zaczęły być nie do zniesienia i teraz nawet nie zwracały uwagi na to, czy Luna rzeczywiście je słyszy, czy może wręcz przeciwnie. Lwiczka podążyła ku małym strumieniu wydobywającym się spośród skał. Obmyła łapy i westchnęła. Było zupełnie ciemno w miejscu, w którym się znajdowała. Zupełnie nic nie było widać, więc trudniej było się kierować do domu. Postanowiła przeczekać ten czas dopóki się nie rozjaśni. 
Gdy się obudziła nie znajdowała się w miejscu, w którym była poprzednio. Powoli zaczynała kojarzyć co się tutaj dzieje. Łapy miała przywiązane jakimiś małymi lianami do podłoża, a dookoła niej stało mnóstwo wpatrujących się ze zdziwieniem i lekkim oszołomieniem stworków.
Zrobiła ruch, żeby się uwolnić i wtedy małe tajemnicze istotki rozbiegły się.
- Oj, błagam was. Wy się mnie boicie? Bądźmy szczerzy, prędzej ja powinnam się was przestraszyć! I coście za jedni i czego ode mnie oczekujecie.
- Zamilcz, to ci wszystko wytłumaczymy- odparł jeden z większych maluchów- Znajdujesz się w mieście elfów, znanym też jako Effalen.
- Pierwszy raz o czymś takim słyszę. To daleko od Rajskiej Ziemi?
- Nie, właściwie to obie te krainy graniczą ze sobą. Jest jeden problem. Tylko my wiemy jak się do niej dostać, żadna inna żywa istota nie.
- Acha, czyli rozumiem mam się nie wygadać? A właściwie po co mnie tu sprowadziliście?
- Jesteś Kyleinos, ta która ma nas ocalić- powiedział jeden głosik.
- Nie tylko nas, ale i całe pobliskie Ziemie- odparł drugi.
- Chwila, moment. Czyli to jednak prawda? Jestem jakąś tam... załóżmy wróżką.
Elfy pokiwały głowami.
- To kim jestem? I za pewne wiecie coś o Czarnej Róży, zgadza się?
- Tak, masz jeden krok za sobą. Teraz musisz odnaleźć Skrzydlate Berło pod Tonącym Wodospadem- odezwał się poprzednio mówiący z elfów.
- Skrzydlate Berło, tak?- Luna zrobiła zdziwiono-oburzoną minę- Jasne, jeszcze czego.
- Ty niczego nie rozumiesz?Jesteś księżniczką i do tego wybranką. Wiesz jaki to dar? 
- Żaden dar, tylko przysparzanie problemów!- odparła.
- Musisz wykonać wszystkie kroki by dostać nagrodę i zostać nie tylko królową Rajskiej Ziemi, ale i naszej i oddalonych. Jeżeli nie wykonasz chociaż jednego z nich w danym terminie dostaniesz ostrzeżenie coś w rodzaju.. drobnej kary. Jeżeli i to zignorujesz dostaniesz karę, która nawet będzie w stanie cię mocno zranić.
- Mało z tego pojmuję- przyznała lwiczka- Ale wiem jedno. Chcę się jak najszybciej znaleźć w domu. Teraz! 
- Proszę, to dla naszego dobra, jak i dla twojego! Wiele zależy od ciebie!- zaczęły szlochać.
- Dobra, już dobra. Może znajdę dla was te jakieś tam Berło. 
- Jeden z elfów poprowadzi cię do niego. Dostaniesz również różne rzeczy do przetrwania. Za kilka dni zjawi on się po ciebie. W dodatku nie powinnaś nam robić łaski. Robisz to przede wszystkim dla siebie. 
- Serio?- zakpiła Luna- Warto wiedzieć. A teraz odprowadźcie mnie z powrotem bo się spieszę. Pewnie w domu się martwią. Ile to czasu mnie już nie było?
Lwiczka podrapała się po głowie.
- Spokojnie- odparł jeden- Naszej rozmowy nie było...
Wtedy księżniczka obudziła się. Otwarła szeroko oczy i dyszała.
- Uff... to tylko sen- westchnęła. 

środa, 12 grudnia 2012

Teraz to przesadziłaś...

Satha chwyciła się za głowę i powędrowała do środka groty. Spojrzała na Lunę siedzącą na dużym kamieniu. Nic nie powiedziała.  Postanowiła dać jej jeszcze jedną szansę na poprawę, albo to nie skończy się dobrze...
Lwiczka pod wieczór wyszła z domu i zadowoliła się pięknym widokiem zachodzącego słońca. Niebo zaczynało się robić granatowe. Księżniczka pobiegła przez gęstą trawę z pagórka. Zobaczyła jakąś gromadkę lwiątek bawiących się przy ognisku. Zmrużyła oczy i naliczyła dosyć sporo cieni tańczących i biwakujących. Ruszyła w tamtą stronę. Weszła w strefę oświetloną. Obok niej bawiło się mnóstwo lwiątek znanych z widzenia, ale tych które pierwszy raz zobaczyła na oczy. Jakie okazało się jej zdziwienie gdy ujrzała bardzo znajomą postać.
- Michael?!- zapytała.
Lwiak skierował zdziwiony wzrok ku niej.
- Luna, jak miło cię widzieć!- krzyknął przytulając ją.
Lwiczka zupełnie się tego nie spodziewała, ale od razu poczuła motylki w brzuchu i wtuliła się w jego miękkie futerko. 
- Ale co tu robisz?- spytała nadal niczego nie rozumiejąc.
- Rodzice od Otty zorganizowali dla nas biwak. Miłe to z ich strony co nie?
- Bardzo... Powiadasz rodzice Otty?- dopytała się jeszcze raz.
- Tak, czy coś nie gra?
- Wszystko jest okej- zapewniła rozglądając się dookoła.
Zabawa była niemożliwa, wszyscy cieszyli się, skakali i tańczyli. Lwiczka nawet dojrzała tam Imsi i Tamari.
- Poczekaj na chwileczkę- powiedziała do Michaela puszczając jego łapy.
Poszła w ich kierunku.
- Luna! - krzyknęły obie.
- A wy się skąd znacie?- zapytała.
- Żartujesz sobie? Nasi rodzice są przyjaciółmi.
- To ciekawe- odparła Luna- A znacie organizatorów tej imprezy?
- Nie- odrzekła Tamari- Ale jak jakaś jest to nie może obyć się beze mnie. W naszej miejscowości mało było odprawianych tego typu imprez, zabaw, biwaków, pikników i tak dalej, nie chce mi się dalej tego wymieniać, rozumiesz, ale jak jakieś były to zawsze w nich uczestniczyłam. Były takie momenty kiedy...
- Stop! Wystarczy, zaś się zagalopowałaś- przerwała jej Luna z uśmiechem- A ty?- zapytała Imsi.
- Też nie wiem kto jest organizatorem, bo nie jestem tutejsza, ale miło z jego strony.
- Racja, bardzo miło...
- A o co chodzi? Ty znasz?- spytała Tamari w zamyśleniu.
- W pewnym sensie...- Luna starała się jak najszybciej zmienić temat- A są tu jakieś konkurencje? Na przykład liczenie gwiazd na niebie, byłoby ciekawie.
- To nie możliwe- podkreśliła Imsi.
- Ja czasami nad tym się zastanawiałam...- pomyślała Tamari.
Luna gestem skierowała łapy z pochwałą dla niej spoglądając na Imsi.
- Czasem siadałam na trawie, gdy było bardzo ciemno- ciągnęła- I nikt nie przeszkadzał mi w tym, wiatr rozwiewał mi sierść, trawa łaskotała w łapy i westchnęłam ciężko. Zamknęłam oczy i...
Zaś nie dano jej dokończyć dosyć długiej i zajmującej opowieści, bo Imsi wtrąciła jej się w słowo.
- Chwilunia, przecież żeby liczyć gwiazdy trzeba mieć oczy szeroko otwarte.
- Zależy czym patrzysz- odparła Tamari.
Imsi skrzywiła się ze zdziwieniem, a Luna w między czasie powędrowała znów do Michaela. Przywitała się po drodze ze znajomymi. Dostrzegła również Otty śmiejącą się na cały głos ze swoimi koleżankami. Gdy ją zobaczyła zrobiła współczująco pogardliwe spojrzenie w kierunku Luny.
Michael bawił się ze swoimi kumplami i każdy był zajęty. Stanęła więc w oczekiwaniu obok niego. Zorientował się i przystopował. Przeprosił kolegów i zwrócił się do niej.
- I jak się podoba?
- Miło jest, nawet bardzo. Szkoda tylko, że Otty musiała być organizatorką.
- Nie lubicie się, co?
- No raczej- odparła- Ale świetnie się bawię.
Stanęli obok siebie na pagórku. Luna popatrzyła na Michaela czy przypadkowo nie chce jej objąć, ale się nie doczekała.
,, Pewnie traktuje mnie tylko za zwykłą przyjaciółkę ''- pomyślała- ,, Mam nadzieję, że to się zmieni ''. 
- Tak też jest miło!- powiedziała dosyć podniosłym tonem z uśmiechem patrząc mu w oczy.
Od razu zaczaił o co biega.
- Przecież wystarczyło powiedzieć- zapewnił i przybliżył się do niej.
Całą noc spędzili na siedzeniu i spoglądaniu w gwiazdy. Biwak dobiegał końca i każdy kładł się spać, a oni nadal siedzieli.
Tamari spojrzała na nich z zadowoleniem. 
- Już jest późno, może uświadommy im to- zaproponowała.
- Nie, nie przeszkadzajmy im- odparła Imsi ciągnąc za sobą koleżankę.
- A wiesz, może liczą gwiazdy. Tyle, że do liczenia gwiazd przyjmuje się inną pozycję, bo jak nie...
- Daruj sobie, pozycję zapewniam cię można mieć jaką się chce.
- No nie, bo musisz mieć dobry kąt by widzieć wszystko inaczej źle policzysz i wszystko nie będzie się liczyło. Znałam taką jedną lwicę, która nie stosowała się do tych zasad i wszystko się popsuło. Zmarnowała na to bardzo dużo czasu, a nic z tego nie wyszło...
- Tamari, proszę. Zamilcz wreszcie!

W tym samym czasie Unis rozpaczliwie poszukiwała Luny.
- Nic mi nie powiedziała, nie mam pojęcia dokąd poszła!- rozpaczała żaląc się Stahrze.
- Spokojnie, nic jej nie jest.
- Ja wiem, ale musi mnie o tym informować. Uch! Teraz to przesadziłaś Luna...- powiedziała nieco ciszej.

środa, 5 grudnia 2012

Czego ode mnie chcesz?


Lwiczka nie przepadała za nową opiekunką. Często wymykała się z domu tak żeby nie spostrzegła tego Unis. Luna chciała udowodnić, że nie nadaje się na nową niańkę i żeby Satha wróciła do poprzedniego stanowiska. Mimo to tak się nie działo. W prawdzie Unis często była przerażona, że nie może znaleźć nigdzie Luny. Wracała późnym wieczorem, a wtedy pytała się ją  gdzie była. Księżniczka zadzierała nos do góry i nic nie odpowiadała na te spostrzeżenia. Tak było i tego razu. 
Bardzo wczesnym rankiem zbudziła się i rozejrzała. Unis miło spała w koncie, a wtedy lwiczka wykorzystała nadarzającą się okazję. Wyszła z Królewskiej Groty i odetchnęła świeżym powietrzem. Od razu na jej powitanie zaśpiewały ptaszki. Uśmiechnęła się i powędrowała dalej. 
- Chyba teraz pójdę do Imsi. Mam nadzieję, że już wróciła... ale zaraz, zaraz. Przecież ja nie mam zielonego pojęcia, gdzie ona mieszka.
Luna usiadła i podrapała się po głowie. Niebo cały czas było granatowe z jaśniejszymi porannymi chmurkami. Dopiero na samym horyzoncie wyłonił się ciepły żółć, co uradowało lwiczkę. 
- No dobra, odpuszczę sobie poszukiwania domu Imsi. Później się z nią spotkam... 
W tym momencie zdała sobie sprawę jak mało ma przyjaciół, a chociażby kolegów. 
- Przecież nie będę zawracała ciągle głowy Michaelowi. Ma swoje życie, swoje sprawy, a w nich nie zawsze znajdzie się czas dla mnie- odparła.
Zaś przez myśl przeniknęła jej jedna myśl o ... Nie! W sekundzie wymazała sobie to z pamięci. 
- Nie mogę wrócić do domu, a więc muszę ten czas aż do popołudnia przeczekać sama- rozejrzała się mówiąc następujące słowa- Może jest tutaj ktoś... Ktokolwiek do zabicia czasu na rozmowie.
Spostrzegła mały punkcik poruszający się w trawie. Zaciekawiła się któż to taki. Zbliżyła się ostrożnie i odchyliła trawę, gdy usłyszała czyjś okropny warkot.
Mała równie śnieżna lwiczka rzuciła się na nią. Luna jednak była silniejsza, ale to nie miało znaczenia. Nieznajoma była bardzo zwinna i od razu wywinęła się z łap Luny. 
Dyszała jak szalona.
- O hej!- przywitała się- Mam na imię Tamari, przepraszam jeżeli cię tak przestraszyłam, ale akurat nie lubię jak ktoś mnie podchodzi od tyłu. Po za tym uwielbiam się bawić. Potraktuj to także jako nawyk. Nie chcę się przechwalać, ale naprawdę dobrze mi to wychodzi. Jestem z tego znana jak i za równo z tego, że jestem straszną gadułą. Czasem nie potrafię się pohamować. Znam parę takich osób które mówiły mi, że bardzo mi się nal...- i tu urwała bo Luna zakryła jej pysk łapami.
- Dziękuję- odparła Tamari.
- Nie dałaś mi dojść do słowa, nawet przywitać, a więc cześć.
Lwiczka ukłoniła się.
- Pochodzę z królewskiej rodziny, dla ścisłości... księżniczka- przedstawiła się Luna- Uciekłam z domu, bo mam taką jedną głupią opiekunkę. Nową, a ja jej nie cierpię.
- Tak... to znaczny spadek godności- odrzekła Tamari.
Luna zrobiła zdziwioną minę.
- Jaki spadek godności. Nie, chodzi o to, że poprzednia była lepsza, taka miła, wyrozumiała i szlachetna, a ta? Ta jest taka... niepoukładana.
- A skąd to wiesz? Od kiedy zaczęła swoją pracę.
- Właściwie parę dni temu...
- No właśnie, nie możesz jej tak od razu oceniać. Może daj jej szansę. Mną raczej zajmują się rodzice, a właściwie to tylko mama. Ojca nie widzę na oczy już dość długi czas- powiedziała Tamari.
- To tak samo jak u mnie!- wykrzyknęła Luna- Tle, że matki też nie widzę już całe dni i noce. Nawet nie wiem co się z nimi dzieje, ale boję się o to zapytać Sathę, bo skieruje mnie do Unis, a to oznacza kompletną katastrofę. 
Tamari okręciła się parę razy i podskoczyła do góry.
- Co ty robisz?- zainteresowała się księżniczka.
- Bawię się. U nas w okolicy Rajskiej Ziemi to jest znak rozpoznawczy. Może pobawisz się ze mną? 
Lwiczki bawiły się przez cały czas. Spacerowały po alejkach i na pagórkach. Trwało to do późnego wieczora. 
Unis niepokoiła się o małą. Zobaczyła ją nadchodzącą z daleka.
- Nareszcie, wytłumacz się teraz! Gdzie byłaś?!
- Nidzie- odparła lwiczka zmieniając od razu wyraz twarzy.
- Mówię coś do ciebie!- krzyknęła Unis ciągnąc do siebie lwiczkę.
- Zostaw mnie! Nie twój interes! Trzymaj się swoich spraw!
Luna wbiegła do środka. Satha spojrzała na nią.
- Za taką współpracę to dziękuję bardzo- odrzekła załamana lwica oddalając się.