Czarne postacie przechadzały się po Rajskiej Ziemi. Luna widziała wyraźnie ich zaczerwienione oczy. Obwąchiwały kamienie, rozglądały się dookoła w poszukiwaniu kogoś lub czegoś. Lwica skryła się za drzewem. Serce waliło szybko, strach przejął kontrolę nad jej ciałem. Zaczęła się wycofywać. Nastąpiła na gałązkę. Ta przełamała się, wstrzymała oddech. Błoga cisza. Odetchnęła z ulgą. Już była pewna swego. Przeraźliwa postać wyłoniła się z zakamarka i rzuciła wprost na nią.
Luna obudziła się i zamrugała parę razy. Obok niej spał Michael.
- To tylko sen- uspokoiła się.
- Jak spałaś?- zapytała Pami.
- Śniło mi się coś dziwnego, z resztą nie ważne. Muszę iść się przejść- oznajmiła, a widząc wyczekujący wzrok przyjaciółki dodała- Sama.
Luna szła teraz kamienistą dróżką w stronę wodopoju. Wiedziała, że powoli zaczyna tracić kontrolę nad sobą. Może ją stracić w najmniej spodziewanym momencie. Może kogoś skrzywdzić... Ciężko jest żyć z tą myślą. Spojrzała w odbicie w wodzie.
Musiała podjąć ważną decyzję. Tak, zrobi to. Odejdzie. Nagle usłyszała jakiś szelest za sobą. Odwróciła się gwałtownie.
- Kto to?- zapytała.
Mały zając wyskoczył z krzaków i pognał pędem przed siebie.
- Biedaczek, pewnie musiał się czegoś wystraszyć- oceniła lwica.
Po chwili sama zorientowała się o co chodziło. Nieopodal widziała te same cienie co w swoim śnie.
- To nie może być prawdą.
Zerwała się i szybko schowała za pagórkiem. Miała nadzieję, że czarne postacie nie będą w stanie jej dostrzec. Myliła się jednak. Mimo dobrej kondycji po pewnym czasie nie umiała już dłużej uciekać. Poczuła silny uścisk na swoich ramionach, a następnie została powalona na ziemię. Jęknęła, gdy jej plecy uderzyły o wielki kamień. Jeden ze stworów wpatrywał się w nią z wrogością.
- Kogo my tu mamy?- uśmiechnął się.
Księżniczka odwróciła głowę żeby nie widzieć jego palących czerwienią oczu.
- Patrz na mnie jak do ciebie mówię- warknął.
Luna mimo woli znów skierowała wzrok na napastnika. Tuż obok niego zgromadziło się więcej stworów. Były one bardzo wykończonymi wiecznymi walkami czarne lwy.
- Jak się tu dostaliście?- zapytała lwica- Rajska Ziemia jest strzeżona.
- Już się o to nie martw, zacznij się martwić lepiej o siebie.
- Co z nią robimy?- dopytywał się lew z wielką blizną na pysku.
- Wiesz, moglibyśmy cię rozszarpać na strzępy, ale chyba wybiorę opcję numer dwa. Pójdziesz z nami.
- A jeżeli nie zrobię tego?
- To zastosujemy numer jeden- zdenerwował się ostatni z lwów, zdecydowanie największy z grupy.
Chwycili Lunę i brutalnie zaczęli prowadzić po za granice Rajskiej Ziemi. Ogarnęła wzrokiem Rajską Ziemię. Nie widziała nikogo kto byłby w stanie jej pomóc. Oddalali się w nieznane. Po pewnym czasie byli już bardzo blisko granicy. Zapowiadało się na ulewę. Lew z blizną na pysku najbardziej zrzędził.
- Akurat teraz?- pytał sam siebie.
- Może słusznie- parsknęła Luna.
Czarnucha zdenerwowały te spostrzeżenia. Uderzył księżniczkę w brzuch. Ta zaś upadła na ziemię.
Cała gromada usłyszała złowrogi ryk. Odwrócili się w tym kierunku.
- Michael!- zawołała Luna- Nie rób tego!
<wizja młodszych lat>
Dziwne uczucie.
Lew jednak nie słuchał. Rzucił się i podniósł lwicę z ziemi. Odwrócił się i pognał w stronę Rajskiej Ziemi.
- Łapać ich!- wrzasnął największy z lwów.
Michael biegł ile tylko miał sił, łapy ślizgały mu się coraz bardziej na mokrej powierzchni. Deszcz zaczął padać w najmniej oczekiwanym momencie. Lew skręcił za skałę i schował Lunę w szczelinie.
- Nie wychodź stąd!- rozkazał.
- Michael!- krzyknęła zrozpaczona.
<wizja>
On jednak wiedział, że najważniejsze było to aby Luna była bezpieczna. Po za tym nie było już miejsca dla niego. Gromadka wściekłych lwów zobaczyła jego ślady. Pognali za nimi, ominęli ukrycie Luny błyskawicznym tempem. Lwica wychyliła się. Tak, biegli centralnie za Michaelem. Był od nich mniejszy, wolniejszy i coraz słabszy.
- Michael!- wrzasnęła Luna, a po jej pysku zaczęły spływać łzy.
Zaczęła schodzić w głąb doliny.
- Michael!- wołała już nie zważając na to czy usłyszy ją jakaś inna istota.
Ani śladu. Zdołowana zaczęła rozglądać się dookoła. Jej wzrok uderzyła najgorsza rzecz jaką widziała w życiu. Podbiegła do leżącego na ziemi Michaela.
<wizja>
- Słyszysz mnie!?- zapłakała.
Brązowy leżał w plamie krwi, która spływała po jego ciele. Spojrzał na nią załzawionymi oczami po czym powiedział:
- Chociaż tyle mogłem dla ciebie zrobić... Kocham cię.
Przymknął powieki. Luna zaczęła krzyczeć i błagać o to aby wstał. Niczego to nie skutkowało. Położyła głowę na jego grzywie. Roniła łzy bez przerwy, serce biło jakby miało zaraz eksplodować. Czuła pustkę, najgorszą pustkę. Nic nie mogła zrobić.
------------------------------------------------
No i zawieszam bloga. Rysunki są już dano rysowane, więc... Sami wiecie, że nie jest prosto pogodzić to wszystko- naukę, blogowanie i w ogóle.
Pozdrawiam Was : )